Piłkarski talent dostał w genach. Jakub Myszor idzie w ślady ojca

Ojciec rozegrał blisko 150 meczów w Ekstraklasie, a teraz syn jest na dobrej drodze, aby pobić jego dorobek. Co ciekawe, nadal obaj grają w piłkę, choć w kompletnie innych realiach piłkarskich i przyświeca im inny cel. Jakub Myszor jest dowodem na to, że w rodzinie nic nie ginie, a szczególnie talent do futbolu.

Fot. cracovia.pl
Myszor jakub cracovia

GTS Bojszowy od kilku sezonów występuje w bielsko-tyskiej lidze okręgowej. Na razie jest to typowy średniak, który czasem wygra, czasem zremisuje, a i porażki się zdarzają. W kadrze tego zespołu jest jednak pewien 50-latek, którego wielu starszych kibiców powinno co najmniej kojarzyć.

To Wojciech Myszor, który pod koniec lat 90 przebił się do I ligi, która dziś nazywana jest Ekstraklasą. Zaczynał w Fortunie Bojszowy, potem ogrywał się w Górniku Lędziny, ale na piłkarski szczyt wdrapał się po transferze do Ruchu Radzionków.

Łącznie w najwyższej lidze w Polsce rozegrał 146 meczów i strzelił dziewięć bramek. Całkiem nieźle jak na obrońcę, który w dodatku w Ekstraklasie łącznie spędził sześć sezonów. Najpierw w "Cidrach", a potem w Odrze Wodzisław Śląski. Potem pograł jeszcze trochę w Ruchu Chorzów i w 2007 roku przyszedł do GTS-u Bojszowy. Jest w nim do dzisiaj.

Myszor wprawdzie jest w kadrze, ale w tym sezonie jeszcze nie zagrał. W lidze na boisku pojawia się okazjonalnie. Częściej można go zobaczyć w drużynie oldbojów. GTS-owi pomaga jako działacz, bo jest członkiem zarządu. Swoje w życiu pograł, osiągnął, ile się dało, a dziś... z dumą może śledzić poczynania swojego potomka.

Jeżeli obserwujecie PKO Ekstraklasę i ostatnio obiło wam się o uszy nazwisko Jakub Myszor, to jest to syn Wojciecha. W tym przypadku widać, że junior odziedziczył po ojcu piłkarski talent. Nazwisko jednak niewiele mu pomogło. Sam musiał ciężko pracować, aby przejść drogę z małego GTS-u Bojszowy do Cracovii, której jest zawodnikiem w tej chwili.

Z pewnością to ojciec czuwał, aby Jakub małymi krokami robił postępy. Najpierw była akademia w Bojszowach. Potem przyszedł czas na MOSM Tychy, a stamtąd przeniósł się do szkółki Stadionu Śląskiego. Dwa lata temu trafił z kolei do akademii Cracovii. Doskonale widać, że poprzeczka była stopniowo podnoszona, a Myszor junior mógł spokojnie pracować, aby ją przeskakiwać.

Trenerzy, którzy mieli okazję go prowadzić w drużynach młodzieżowych, szybko dostrzegali, że to materiał na bardzo dobrego piłkarza. Z jednej strony miał charakter i wolę walki, a z drugiej dochodziły do tego umiejętności czysto piłkarskie.

- Przyjęcie w biegu, zabranie się z piłką. On to miał. Dostawał dłuższe podanie i w ułamku sekundy „robił” przeciwnika. Bardzo dobra motoryka. Dynamit w nogach - mówi Tomasz Osowski, trener ze Stadionu Śląskiego (za weszlo.com).
- Odważny. Wyróżniał się grą jeden na jeden. Widać było, że sprawia mu to radość. Takich niekonwencjonalnych chłopców szukaliśmy - dodaje Kordian Wójs z akademii Cracovii (za weszlo.com).

Jakub Myszor musiał cierpliwie czekać na debiut w Ekstraklasie. Pierwszą szansę dostał w sezonie 2020/21, gdy zagrał 27 minut w ostatnim meczu sezonu z Wartą Poznań. Potem było już lepiej, a dużo dała mu zmiana trenera, gdy odszedł Michał Probierz, a przyszedł Jacek Zieliński. Nowy szkoleniowiec szybko uczynił z tyszanina podstawowego zawodnika.

Pierwszy pełny sezon na poziomie Ekstraklasy był obiecujący w wykonaniu Myszora. 26 meczów, 3 gole i 3 asysty. Nie dziwi, że w międzyczasie zaczęły regularnie przychodzić do młodzieżowej reprezentacji Polski.

20-latek jednak teraz ma przed sobą zadanie znacznie trudniejsze. Musi udowodnić, że nie jest gwiazdką jednego sezonu. Na razie spisuje się całkiem nieźle. Na dziewięć rozegranych spotkań aż siedem z nich zaczął w pierwszym składzie "Pasów". W ostatniej kolejce w spotkaniu z Radomiakiem Radom strzelił pierwszego gola w obecnych rozgrywkach. Ma także jedną asystę.

Z czasem przekonamy się, jak daleko zajdzie Jakub Myszor. Na pewno może mówić o szczęściu, że ma ojca, który w poważnym futbolu był, dużo widział i z pewnością wie, jak wspierać syna, aby przedwcześnie nie zachłysnął się małymi sukcesami.