Program „Czyste Powietrze”, uchwała antysmogowa. Czy pójdziemy śladem Krakowa?

– Ten sejmik tej kadencji, ten zarząd tej kadencji, powinien wyznaczyć datę odejścia od węgla jeżeli chodzi o sektor komunalny – mówił Jakub Chełstowski, marszałek województwa śląskiego, podczas Śląskiego Konwentu Klimatycznego, który odbył się 22-23 listopada na Stadionie Śląskim.

Pixabay
Dziś nikt do końca nie wie, czym tak naprawdę ogrzewają swoje domy Polacy

– Musi to być data racjonalna, ale moja prywatna opinia jest taka, że powinien to być najpóźniej 2028 lub 2029 rok – dodał Chełstowski wyjaśniając zarazem, że zakaz stosowania pieców węglowych powinien objąć domki jednorodzinne. Jak podkreślił, zanim do tego dojdzie należy stworzyć system, który będzie wspierał mieszkańców w wymianie źródeł ciepła, a szansę na to dają unijne pieniądze (prawie 4,9 mld euro), jakie mają trafić do regionu w ramach polityki spójności i Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.

– To wielki motor napędowy do tego, by dokonać tej zmiany. Coś, co wydawało się na Śląsku niemożliwe, w mojej ocenie może się stać – stwierdził Chełstowski.

Jak Kraków? Prawie...

Zapachniało rewolucją, ale co tak naprawdę ta zapowiedź oznacza dla regionu? Czy województwo śląskie podąży śladem Krakowa, który jako pierwsze miasto w Polsce wykluczyło na swoim terenie spalanie węgla ? Nie, nie podąży, a przynajmniej nie dokładnie tą samą ścieżką.

Obowiązujący od 1 września 2019 roku w stolicy Małopolski zakaz dotyczy spalania paliw stałych. Wszystkich i wszędzie. Zarówno w domach jednorodzinnych, jak też w budynkach wielorodzinnych, obiektach gospodarczych, restauracjach, czy pizzeriach (tylko te przystosowane do obsługi powyżej 500 osób na dobę mogły zostać wyłączone spod zakazu pod warunkiem, że ich zgłoszenie przyjął prezydent Krakowa). W uzasadnieniu do krakowskiej uchwały mowa była bowiem o instalacjach wykorzystywanych w celach grzewczych, jak również w celach przygotowania żywności i innych. Co istotne, dotyczy ona zarówno węgla, jak i drewna, co oznacza, że obejmuje także kominki.

Na tle Krakowa zgłoszony przez marszałka Chełstowskiego pomysł nie jest zatem tak radykalny jak mógłby się w pierwszym momencie wydawać. Dotyczyć miałby bowiem wyłącznie domów jednorodzinnych, co oznacza, że np. w familokach po staremu można będzie „hajcować” węglem. W żaden sposób nie skomplikuje też życia restauratorom.

Czas na instalacje gazowe

Radykalny nie jest też chociażby z tego powodu, że przyjęta przez polski rząd Polityka Energetyczna Państwa do 2040 r. wskazuje konkretne daty odejścia od węgla kamiennego w ogrzewaniu gospodarstw domowych i w przypadku terenów miejskich tą datą graniczną jest rok 2030 (na wsiach będzie można ogrzewać domy węglem do roku 2040). Czyli marszałek tak naprawdę proponuje przyspieszyć o rok lub dwa lata wprowadzenie w regionie przepisów, które i tak w skali kraju wejdą w życie na mocy PEP (przy czym pomysł marszałka jest bardziej liberalny, gdyż dotyczy tylko zabudowy jednorodzinnej, a PEP wyklucza stosowanie węgla w całym miejskim sektorze mieszkaniowym).

Wskazana przez marszałka Chełstowskiego data zapewne nieprzypadkowo koresponduje też z datą zakończenia realizacji rządowego programu „Czyste Powietrze”. Uruchomiony jesienią 2018 r. program oferuje dofinansowanie na wymianę źródeł ciepła i termomodernizację (uwaga, uwaga) w domach jednorodzinnych. Oznacza to, że do 2028 r. publiczne pieniądze (operatorem programu jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej) kierowane będą na to, by właściciele domów jednorodzinnych wymieniali w nich źródło ogrzewania. Na co? Z danych, jakie udostępnia NFOŚiGW wynika, że obecnie najczęściej na instalację gazową (wedle ostatnich statystyk dzieje się tak w 44 proc. przypadków) lub kotły biomasowe.

Pieców węglowych będzie ubywać

Aktualnie mniej więcej co szósta osoba korzystająca z dofinansowania w ramach „Czystego Powietrza” kupuje za te pieniądze również kocioł węglowy, ale to się wkrótce skończy. Od 1 stycznia 2022 r. z rządowego programu nie będzie już bowiem można uzyskać wsparcia na zakup pieca węglowego. Jeśli ktoś ma ochotę takowy sobie kupić – w porządku, będzie mógł to zrobić, ale za własne pieniądze. Inna sprawa, czy taki zakup będzie miał sens w kontekście wskazanych powyżej zapisów Polityki Energetycznej Państwa. Jeśli bowiem ktoś taki piec za własne pieniądze sobie kupi, to będzie go musiał za niespełna dekadę i tak wymienić. A instalacje grzewcze, co do zasady, nie montuje się na okres kilku lat.

To wszystko sprawia, że w najbliższych latach pieców węglowych z domów jednorodzinnych będzie systematycznie ubywać. Zwłaszcza w województwie śląskim. To właśnie nasz region jest bowiem krajowym liderem pod względem liczby składanych w „Czystym Powietrzu” wniosków o dofinansowanie wymiany źródeł ciepła i termomodernizacji.

Liderzy z województwa śląskiego

Jak kilka dni temu podał NFOŚiGW, na 100 gmin z największą liczbą złożonych w trzecim kwartale tego roku wniosków (w stosunku do liczby znajdujących się na terenie gminy domów jednorodzinnych) aż 52 pochodziły z województwa śląskiego. Listę otwierała gmina Godów, za którą znajdowały się Czerwionka-Leszczyny, Jejkowice, Lyski, Boronów i Rydułtowy (w sumie 17 pierwszych miejsc w zestawieniu zajmowały właśnie gminy z naszego regionu). Również w poprzednim kwartale śląskie wyprzedziło inne województwa pod względem aktywności w „Czystym Powietrzu”, a w sumie, od uruchomienia programu do końca października (tj. przez trzy lata) na terenie regionu złożono ponad 47 tysięcy wniosków. Gdyby nie wolne tempo rozkręcania się programu przez pierwsze kilkanaście miesięcy jego istnienia, to wynik ten zapewne byłby jeszcze lepszy.

– Widać wyraźnie, że tam gdzie samorząd lokalny aktywnie zachęca do wymiany starych urządzeń grzewczych i informuje o uchwale antysmogowej, tam zainteresowanie mieszkańców „Czystym Powietrzem” jest wyraźnie większe – skomentował te dane Andrzej Guła, lider Polskiego Alarmu Smogowego, nawiązując w ten sposób do wchodzących w życie od 1 stycznia 2022 r. na terenie województwa śląskiego zapisów uchwały antysmogowej, zakazujących użytkowania w gospodarstwach domowych kotłów pozaklasowych starszych aniżeli 10 lat.

Przypuszczać można, że przepisy te przyspieszają likwidację tzw. kopciuchów, czyli właśnie kotłów pozaklasowych. Zwłaszcza, że samorządowcy zapowiadają, iż podczas prowadzonych przez straże miejskie kontroli nie będzie taryfy ulgowej wobec osób, które z premedytacją zignorują obowiązek wymiany starego kotła.

Wniosek Sosnowca odrzucony

Reasumując, pomysł marszałka nie jest specjalnie rewolucyjny, w okresie najbliższych 7-8 lat liczba domów jednorodzinnych wykorzystujących piece na węgiel zdecydowanie spadnie, a ich dalsze użytkowanie i tak zakończyłoby się niewiele później od daty zaproponowanej przez Jakuba Chełstowskiego. Jeśli coś może tu zaskakiwać, to fakt, że jeszcze niedawno zarząd województwa odrzucił wniosek trzech miast (Sosnowca, Raciborza i Rybnika) o wprowadzenie na ich terenie zakazu spalania paliw stałych motywując to obawą przed potencjalnymi roszczeniami prawnymi ze strony posiadaczy instalacji na takie właśnie paliwa. Obawy takie miały pojawić się zwłaszcza w kontekście tych osób, które w ostatnim czasie zainwestowały w kotły węglowe (przypominamy – można to zrobić i były na to publiczne pieniądze) i które, jak tłumaczyli członkowie zarządu, mogłyby zarzucać władzom regionu uniemożliwienie im korzystania z tego zakupu.

Inna sprawa, że np. w propozycji Sosnowca mowa była o wprowadzeniu tego zakazu wcześniej (bo już w latach 2022-2028 w zależności od klasy kotła), aniżeli proponuje marszałek, co wywoływałoby pewnie większe ryzyko takich sporów. Oczywiście nie można wykluczyć, że także w scenariuszu zarysowanym przez Jakuba Chełstowskiego takie zarzuty ze strony części posiadaczy domów jednorodzinnych się pojawią, ale do roku 2029 liczba tych, którzy wciąż jeszcze ogrzewać będą swoje gospodarstwa węglem będzie już na tyle ograniczona, że głos ten będzie wówczas o wiele mniej donośny.

Nadchodzą kontrole

Czy jest możliwe, że skutkiem realizacji programu „Czyste Powietrze” kotły węglowe w domach jednorodzinnych do roku 2028 w ogóle znikną, wymienione na instalacje innego typu i wprowadzany pod koniec dekady zakaz nikogo już tak naprawdę nie będzie zajmował? Dziś nikt na to pytania nie jest w stanie odpowiedzieć, bo dziś nikt do końca nie wie, czym tak naprawdę ogrzewają swoje domy Polacy. Odpowiedź na to pytania ma dać Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków, do której wszyscy posiadacze urządzeń grzewczych muszą wpisać dane o swoich instalacjach, ale mają na to czas do końca czerwca przyszłego roku i wtedy dopiero będzie coś można wiarygodnie powiedzieć o tym ile kotłów węglowych wciąż jeszcze czeka na wymianę.

No i wreszcie ostatnia kwestia: co, jeśli zakaz faktycznie zostanie wprowadzony, a jakiś właściciel domu jednorodzinnego po staremu ogrzewać będzie go będzie kotłem na węgiel? W jakiejś mierze odpowiedź na to pytanie poznamy już po 1 stycznia kiedy to w życie wejdą przepisy uchwały antysmogowej zakazujące stosowania najstarszych „kopciuchów”. Choć przyjął je sejmik województwa, to ich egzekwowaniem zajmować się będą gminy (czytaj: straże miejskie). I to jak skutecznie będą to czynić, będzie pewną wskazówką odnośnie tego jak może wyglądać pilnowanie ewentualnego kolejnego sejmikowego zakazu. Aczkolwiek trzeba mieć też świadomość, że pod koniec dekady widok domu z dymiącym kominem tak czy inaczej będzie znacznie rzadszy niż obecnie, co sprawi, że i kontrola stanie się łatwiejsza.